Odnoho razu tato pryniôs mniê narty. Vypozyčyv jich u roboti, tohdy zakłady pracy miêli ciêłu polityku dla diti: na koloniji nas posyłali, na zimoviska, pozyčali narty, roverê i inšy rečy, organizovali vyciečki, časom davali bilety do kina abo do cyrku. Ot, kob lude ne narykali, a zajmalisie kulturoju (ha-ha!).
Spočatku tiažko mnie išło z tymi nartami, ale po tyžniovi ja vže chodiła po polach, a naveť odvažyłasie pujti na „górku”, kotora była pry školi, i tam sobiê zjizdžała. Polubiła ja tyje narty, ale moje ščastie ne tryvało dovho. Ja musiła zabirati z soboju sestru Aniu, bo vona nudiłasie odna doma i duryła mami hołovu. I jak tôlko ja začynała odiahatisie, to mama raz-dva odiahała vôsim liêt mołodšu sestru, i my vychodili obiêdvi. Vjadomo, što sieje mene velmi nervovało, ale što ž było robiti.
Spočatku ja voziła sestru na sanočkach... Tak-tak, zimy byli tohdy takije, što oho! I morozu chvatało, i šniêhu tože. Ale ž mniê velmi chotiêłosie jiêzditi na nartach. Ja jich nakładała na nohi, staviła na jich Aniu zzadu i starałasie jijiê voziti. A vona rymsała v sniêh: a to hołovoju, a to pupoju. Ja jiêchała daliêj, a vona kryčała i starałasie biêhčy za mnoju. A potum začynała płakati, bo zakopuvałasie v snihovi i nijak ne mohła vylizti. Potum my išli na „górku”. Ja musiła odstibati narty i zjizdžati z jeju na sanočkach, a koli ja potum zjizdžała, to vona velmi bojałasie, što ja upadu i połomajusie, i znov revła. Oj, ne raz i ne dva chotiêłosie mniê jijiê tam pokinuti... A koli vona vže poradočno schlipałaś, to mniê robiłosie škoda i ja starałasie jijiê potišati. U povnuj zhodi my voročalisie dochaty. Ale byvało i tak, što ja prychodiła nabzdyčana, bo Ania mniê prosto nadojiêła i ja potrebovała trochi od jijiê oddychnuti...
Odnoho razu na Prečystu pryjiêchała pleskôvśka baba i dała Ani trochu hrošy na rozpustu. A moja sestra naohladałasie same jakichś filmuv i pobačyła, jak tam aktorki zasovujut sobie hrošy za stanik. To vona zrobiła tak samo. Ale tohdy vona žadnoho stanika šče ne nosiła i tyje hrošy prosto jôj vyletili. Kôlko było płaču! De ž, paperovy hrošy zhubiła, žadny tam zelezniaki! A ne raz to i ja jôj jakijeś hrošy pudbirała. Davała jôj mnôho drôbnych, a sama zabirała krupniêjšy. Do času. Bo Ania chutko poniała, što ja jijiê prosto nabiraju i biêhała skaržytisie mami abo tatovi. I ja rad-nevola musiła jôj tyje hrošy voročati. I za kažnym razom hniêvałasiê na jijiê, ale nedovho, bo vona była takim fajnym škrabom...
Cukierki ja tože jôj zabirała, a jakže! Use jakoś jijiê perekonała. A to nahovoryła, što čykoladu konečno treba trymati v lodôvci, i koli vona ne bačyła, to ja tuju čykoladu zabirała. Bo za cukierki to ja mohła tohdy oddati vsio, abo zrobiti vsio, kob jich dostati.
— De moja čykolada?!! — revła Ania.
— A skôl ja mohu znati, — chitryła ja. — Pevno vysochła.
Ania diviłasie na mene i robiła veliki očy, bo vona ne znała, čy ja pravdu hovoru, čy znov štoś vydumuju. A raz ja namoviła jijiê, kob vona pokinuła vsiê cukierki nanuč na pudokonniku, to vony do rana obernutsie v čykoladu. Sestra mene posłuchała, a rano na pudokonniku ne było ani cukierkuv, ani čykolady. Ja vže ne pomniu, jak ja objasniała, de podiêlisie cukierki. Može na kôšku vinu zveła, ne pomniu.
Koli ja poniała, što naohuł sama vže nikudy ne budu mohła choditi, bo vse mušu pilnovati Aniu, to velmi zazłovała. Ale posli pryvykła i vsiudy jijiê za soboju tiohała. Na ščastie my miêli dla jijiê vozik. Ja sadžała sestru, brała butel vody abo soku, jakojeś jiêdło, i my išli. Mama často nas i po puv dnia ne bačyła. Dobre, što Ania ne była zavelmi upierdliwa. Vona spokôjno sidiêła v voziku, často tam spała. Jak chotiêła jiêsti abo piti, to dostavała, i vsio było v poradku. Najhôrš, jak my z koležankami robili štoś, čoho nam ne možna było robiti. Ania vsio vse doma vypeplała. Napravdu vse! A mama to mene potum vže i ne pytała, de my byli i što robili. Chvatiła jôj Ania.
Koli mama kudyś vychodiła, to pokidała mene, a potum Aniu v našoji chryščonoji (my z sestroju majemo tuju samu chryščonu), abo u kotorojiś susiêdki. Tohdy ne było problemu. Často diêti susiêduv prychodili do nas. Šče vsiê tohdy na našuj hulici žyli velmi družno, ne svarylisie, ne zaviduvali odno odnomu. Často vychodili na huliciu i hovoryli odny z odnymi. Teper ob takôm to možemo ono sobiê pomaryti.
Ania brała z soboju nocnik, kanapku, prychodiła do chryščonoji i pytałasie:
— Mohu trochu popilnovatisie?
— Možeš Aniečku, možeš, — odkazuvała, šmijučysie, chryščona.
Ja koliś velmi lubiła „pilnovatisie” u chryščonoji, bo vona była kravčychoju, do jijiê prychodili cikavy klijentki, nu i łatok tam było raznych! Ja dostavała obrêzki i tože starałasie štoś pošyti dla svojich lalok. Davali mniê nitku i ihołku, chryščona pomahała mniê štoś vykrojiti, i ja šyła. A jak zanudiłasie, to pilnowała Krysiu, dočku chryščonoji, časom štoś malovała. Abo słuchała, ob čôm hovorat klijentki. A prychodili razny kobiêty: i mołodšy, i starêjšy, i całkom staryje (jak mniê tohdy zdavałosie). Ja pryhladałasie, jak chryščona bere miêru, rysuje sobiê, jak bluzka, sukienka abo spudnicia maje vyhladati. A potum rozkładaje materyju, prykładaje vykroji, obrysowuje myłom (takim toniutkim), miêryt, bere nožyčki i čvach-čvach vykrojuje, składaje, fastryguje. Po peršuj prymiêrci možna było siadati i zšyvati vsio na mašyni. Nekotory sukienki byli takije chorošy! Mniê velmi chotiêłosie miêti dovhu sukienku, z šyrokoju spudnicioju z falbanami.
Potum u chryščonoji urodivsie šče syn, Tomaš. Ania, Krysia i Tomek, koli vže pudrosli, často razom bavilisie. Nu i odnoho razu vony bavilisie v hospodarku, a moja sestra była korôvkoju. Tomek i Krysia vodili jijiê na čyrvonuj verovci (to była moja šarfa zo škoły). Usio było fajno, ale chryščona poklikała diti na obiêd do chaty. Vony pryvezali „korôvku” do klamki od dvery i pobiêhli. Mama tože uvaryła obiêd, odčyniła dvery, kob poklikati Aniu jiêsti, ale nichto jôj ne odkazav. Mama za chvilku znov odčyniła dvery i na ščastie zahlanuła za jich. A tam ležała moja sestra, z šarfoju na šyji, uže ciêła sinia. Ne mohła hovoryti, čuť na tôj klamci ne poviêsiłasie. Mama chodiačy i chłopajučy tymi dveryma, šče bôlš jijiê puddušuvała.
— Mamo, — hovoryła ja posli, koli pryšła zo škoły i obo vsiôm doznałasie, — ja lepi pilnuju Aniu naveť za tebe. U mene vona nikoli ne dušyłasie, što najvyžej poperchnułasie kompotom.
A z dveryma i klamkoju to Ania miêła šče odnu pryhodu. Vona odnoho razu pobiêhła do Krysi. U jich tohdy ne było ganku, ono schody i vylity beton pud toj ganok. Same duv strašenny viêtior, Ania zastukała do dvery i koli chryščona jich odčyniła, to vony jôj vyrvalisie z ruk i poletiêli... Moja sestra povisła na klamci i poletiêła razom z tymi dveryma. Viêsiła i ono machała nohami. A chryščona podiviłasie, što nikoho nema i pujšła nazad do chaty. Ania znov zastukała v dvery, i sytuacija povtoryłasie.
— Chto ž tam stukaje i stukaje, a nikoho nema, — znervovałasie chryščona.
— To ja, — słabym hołosom odkazała moja sestra. — Zaraz upadu! Ratujte!
— O, to ty, Aniečku — zahlanuła za dvery chryščona. — O Božeńki! — perelakałasie vona i zniała moju sestru z toji klamki.
A potum do jich pryplontałasie šče odna koležanka, Ela. Ania dosyć často do jijiê zabihała. Ela miêła babu, kotoroji my vsiê (ne vyłučajučy mene) bojalisie. Ne znaju, kôlko było liêt mojôj sestrê, koli vmer Elin diêd. A Ania čohoś akurat do jijiê pobiêhła. I taja baba vziała moju Aniu za ruku, zaveła do pokoja, de v truniê ležav nebôžčyk, i skazała:
— Uklęknij i zmów Ojcze nasz!
— A po co? — zapytałasie Ania.
— Za spokój jego duszy. No, klękaj i módl się.
— Ale ja nie umiem po katolicku Ojcze nasz, — tłumačyła moja sestra. — Może być po prawosławnemu? To podziała na tą duszę? — dopytuvałasie šče.
— Vôn taki dovhi i strašny tam ležav. A v dverach stojała strašna baba Elki i ne chotiêła mene vypustiti, — rozkazuvała Ania posli doma.
Tato, jak doznavsie pro sieje, to kryčav, što pôjde i operdolit tuju babu, mama čuť joho vspokoiła.
— Ja jôj dam Ojcze nasz! — kryčav tato. — Sama chaj molitsie, a ne čužyje diêti zastavlaje!
A Ania do dziś dnia jak pryhane sobiê toho nebôžčyka, to až muraščki jôj biêhajut po plečach.