Hołôvna Svojim diêtium Artykuły Literatura Słovnik Zvukovyje skopy Zvežêteś z nami Svoja.org na Facebook
Svoja mova, svôj vybur, svôj los...
Svoja.org » Artykuły » Pisanie po podlasku
Pisanie po podlasku
Natisnuti, kob pobôlšyti...
Jan Maksymiuk
2008-05
Czasopis. Białoruskie pismo społeczno-kulturalne

10 pytań do samego siebie (na temat, który interesuje wszystkich, ale nikt nie ma odwagi głośno zapytać)

Niedawno wspólnie z bratem Aleksandrem zainaugurowaliście stronę internetową poświęconą, jak piszecie, „normalizacji nowego wschodniosłowiańskiego języka pisanego — podlaskiego”. Twierdzicie, że dialektami tego języka mówi około 50 tysięcy ludzi na Podlasiu. Dlaczego wcześniej nikt o tym języku nie słyszał i nie wiedział?

Otóż wszyscy o tym języku słyszeli i wiedzieli, tylko że wstydzili się do tego przyznać. Dlatego też na określenie tego języka publicznie używali eufemizmów w rodzaju „gwary białoruskie” albo — przeciągając — „gwary ukraińskie” lub, jeszcze bardziej eufemistycznie, „gwary przejściowe białorusko-ukraińskie”. Jest to kliniczny przypadek, w którym punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ten przypadek zaowocował między innymi patologią w spisie powszechnym 2002 roku, gdzie te same gwary zostały zaliczone przez jednych do języka białoruskiego, a przez innych — co prawda nielicznych — do ukraińskiego, zgodnie z identyfikacją narodowościową respondentów. Uważam, że język nie definiuje jednoznacznie przynależności narodowej/narodowościowej i vice versa. Inaczej mówiąc, jeśli mogą być Szwajcarzy mówiący po niemiecku, francusku i retoromańsku albo Hiszpanie mówiący po kastylsku, katalońsku i galisyjsku, to dlaczego u nas nie mogą być Białorusini mówiący po białorusku, podlasku i polsku? Jesteśmy w Europie czy nie?

Chwileczkę, z twoim rozumowaniem możemy dojść do nonsensów! Czy nie twierdzisz bowiem, że każdy Wania z zapyziałej wsi (nie mam na myśli nic osobistego), w której ludzie mówią trochę inaczej niż w sąsiedniej wsi, może powiedzieć, że mówi w odrębnym języku i chce jego normalizacji i uznania? A przecież są jeszcze językoznawcy i jakieś obiektywne kryteria odróżniania języków?

Nie odpowiadam za każdego Wanię, a tylko za siebie. Do normalizacji proponuję wersję języka opartą na żywych gwarach rozciągających się od Rybołów i Trześcianki na północy do Ogrodników i Moszczonej na południu. Więc nie bronię partykularnych interesów żadnej konkretnej wsi. Chcę, żeby ludzie urodzeni pomiędzy Narwią i Bugiem mieli poczucie, że ich język rodzimy, którego nauczyli sie od mamy z tatą, jest równie dobry jak każdy inny, także na piśmie.

Językoznawcy nie wymyślają ludziom języków, ani też nie sankcjonują ich istnienia. Oni je tylko opisują i klasyfikują. To, czy dany język istnieje jako samodzielny, czy też jako dialekt jakiegoś innego języka, zależy wyłącznie od ludzi nim się posługujących. Inaczej mówiąc, istnienie odrębnego języka zależy bardziej od uwarunkowań polityczno-społecznych, kulturowych i historycznych niż od kryteriów naukowych. Obiektywnych i ustalonych raz na zawsze kryteriów odróżniających poszczególne języki nie ma. Różnice między językami czeskim i słowackim albo bułgarskim i macedońskim są niewielkie, ale dzisiaj wszyscy językoznawcy zgadzają się, że są to odrębne języki. Jeszcze 100 lat temu tak nie było. A z kolei Chińczycy z północy Chin zupełnie nie rozumieją Chińczyków z południa, ale uważają, że posługują się jednym językiem. I językoznawcy nie mają tu nic do gadania.

To w końcu kim jesteś? Białorusinem czy Ukraińcem? Czy może Podlasianinem? I co wpisujesz w rubryce „język ojczysty”, jeśli ktoś ci podsuwa taką rubrykę do wypełnienia?

Jestem Białorusinem, którego językiem rodzimym jest podlaski. Mam dwa języki narodowe — podlaski i białoruski. I jeszcze jeden język państwowy — polski. Brzmi to może trochę skomplikowanie, ale jest to w zasadzie sytuacja typowa i powszechna dla ludzi pochodzących z pogranicza etniczno-kulturowego i należących do mniejszości narodowej w dowolnym kraju.

Kiedyś wpisywałem we wspomnianej rubryce język białoruski, bo nie miałem odpowiedniej nazwy na swój język rodzimy. Teraz już mam. W tym roku, przy zapisywaniu córki do szkoły w Pradze, gdzie mieszkamy, w rubryce „język ojczysty” wpisałem „podlaski”.

Uważasz się za odkrywcę — czy może twórcę — nowego pisanego języka wschodniosłowiańskiego?

Nie, ponieważ nazwa „język podlaski” już się pojawiała sporadycznie w odniesieniu do tekstów pisanych „po swojemu” między Narwią i Bugiem. Z tym, że wcześniej nikt nie wkładał do tej nazwy żadnego systemowego sensu. Ja jestem tym, kto tej regionalnej i „folklorystycznej” nazwie nadał nowy, znacznie szerszy i zarazem gramatycznie precyzyjniejszy, sens. Otóż termin język podlaski dziś już oznacza nie jakiś pokątny i wstydliwy dialekt języka białoruskiego lub ukraińskiego — w którym „piszemy tak jak słyszymy” — a jest znakiem identyfikacyjnym odrębnego języka pisanego, który został precyzyjnie zdefiniowany w kategoriach fonetycznych, ortograficznych i morfologicznych. Mam na myśli „Zarys pisowni i gramatyki języka podlaskiego”, który częściowo został opublikowany na naszej stronie internetowej i nad ukończeniem którego obecnie pracuję. Innymi słowy, wyciągnąłem na światło dzienne język będący obiektem manipulacji terminologicznych zarówno ze strony białoruskiej jak i ukraińskiej i zasugerowałem, że zamiast idiotycznego dzielenia skóry na coraz mniejszym i nie upolowanym niedźwiedziu można by było przełożyć na podlaski „Hamleta”.

Po co? Przecież „Hamlet” został już przełożony, zarówno na białoruski jak i ukraiński...

Język to nie tylko zbiór znaków służących nam do przekazywania komunikatów niezbędnych do życia codziennego, ale także do końca nie zgłębiony system, przy pomocy którego poznajemy i usiłujemy zrozumieć nasz świat...

Równie dobrze można zapytać, po co było przekładać „Hamleta” na białoruski i ukraiński, skoro były przekłady rosyjskie i polskie i ci Białorusini i Ukraińcy, którzy nie znają w wystarczającym stopniu angielskiego, mogli go przeczytać w zrozumiałym sobie tłumaczeniu. Ale takie pytania mogą stawiać jedynie ludzie, którzy nie mają żadnego emocjonalnego stosunku do języka ojczystego (rodzimego) i patrzą na komunikację językową z czysto utylitarnego punktu widzenia. Język to nie tylko zbiór znaków służących nam do przekazywania komunikatów niezbędnych do życia codziennego, ale także do końca nie zgłębiony system, przy pomocy którego poznajemy i usiłujemy zrozumieć nasz świat. W tym także świat wartości duchowych, kulturalnych, ojczystych, swojskich, należących wyłącznie do ludzi naszej kultury i regionu. W tym sensie pisemna pielęgnacja i rozwój języka podlaskiego, który przez wieki przechowali nam w formie ustnej nasi dziadowie i pradziadowie, to najpewniejsza droga do poznania siebie samych i naszej przemijającej roli w tym świecie. Ewentualny przekład „Hamleta” na podlaski przez podlaskojęzycznych Białorusinów to nie tylko problem prestiżowy dla wstydliwie ukrywanej wiejskiej mowy, ale pozostawienie po sobie czegoś znacznie istotniejszego niż tylko stosu publicystyki w języku narodowym albo państwowym, ale przecież nie-rodzimym.

Mówisz o podlaskojęzycznych Białorusinach, a nie Ukraińcach. Nie wierzysz, że ktoś z tej grupki zdeklarowanych Ukraińców mógłby przetłumaczyć „Hamleta” na podlaski?

Nie. Taką niepowtarzalną szansę mieli, ale z niej nie skorzystali. Mam na myśli „ukraińską irredentę” w białoruskim ruchu studenckim na początku lat 80-tych ubiegłego wieku. Publicznie deklarowany przez podlaskich Ukraińców powód odejścia z ruchu białoruskiego — to, że „Niwa” i białoruski system oświatowy na Białostocczyźnie nie obsługiwały ich języka rodzimego, a tylko język rodzimy ludzi z Narewki czy Gródka — był rozsądny i nie do zbicia. Ale ruch ukraiński na Białostocczyznie zamiast budować swoją tożsamość kulturową na najistotniejszym argumencie — miejscowym języku podlaskim — zaczął promować literacką wersję języka ukraińskiego i ukraińskich bohaterów narodowych, którzy dla ludzi na Białostocczyźnie są „z innej planety”. A fonetyczno-leksyczne podobieństwo języka podlaskiego do języka ukraińskiego ci nawiedzeni działacze wykorzystywali czysto instrumentalnie, w celach propagandowych, by przekonać ludzi na Podlasiu, że są Ukraińcami. Spis powszechny z roku 2002 boleśnie zweryfikował ich wysiłki narodotwórcze i, jak sądzę, pogrzebał wszelkie szanse na odegranie przez nich społecznie czy kulturalnie istotnej roli w naszym regionie.

Taką rolę wciąż jeszcze może odgrywać ruch białoruski, jeśli uniknie pułapki, w którą wpadli ci „podlascy Ukraińcy”. A pułapką jest mianowicie przekonywanie ludzi z Czyż albo Orli tym razem, że białoruski język literacki jest ich językiem rodzimym (rodnaja mova) i że ten właśnie język tamtejsi ludzie powinni uchwalić jako język pomocniczy w gminach, zgodnie z ustawą o języku mniejszościowym z roku 2005.

Więc co proponujesz?

Chcę, by środki masowego przekazu, w których podlascy Białorusini zostali dopuszczeni do głosu, służyły jak najpełniej mianowicie swojemu narodowi, który żyje tu i teraz, a nie tej części narodu, która żyje w Grodnie i Mińsku...

Proponuję, żeby białoruscy dziennikarze na Białostocczyźnie pomogli ludziom, którzy wciąż jeszcze identyfikują się jako Białorusini, nawiązać swojską i rzeczywiście rodzimą więź z tym, co ci dziennikarze robią. Chodzi mi o to, by dziennikarze, moi koledzy, spróbowali zrozumieć moje racje i odczuć, że to naprawdę dobry pomysł — pisanie i mówienie do ludzi, którzy stanowią co najmniej 70 procent ich czytelników, słuchaczy i widzów, w języku podlaskim, który ci ludzie znają od kołyski i jeszcze używają go na co dzień. Mówiąc inaczej, chcę, by środki masowego przekazu, w których podlascy Białorusini zostali dopuszczeni do głosu, służyły jak najpełniej mianowicie swojemu narodowi, który żyje tu i teraz, a nie tej części narodu, która żyje w Grodnie i Mińsku.

Wzruszające, naprawdę! Kto mówi, że nie masz racji?

Nikt nie mówi, że nie mam racji. Ale nikt też nie mówi, że mam rację. Obawiam sie jednak, że milczenie w tym przypadku nie jest ani złotem, ani znakiem zgody, a czymś znacznie mniej pociągającym i pachnącym.

Dlaczego zapisujesz język podlaski alfabetem łacińskim? Czy w ten sposób nie zrywasz tysiącletniej tradycji pisma cyrylicznego dla Białorusinów?

Mając do wyboru umierającą tradycję i umierający język na Białostocczyźnie, wybieram lekarstwo, które ma szansę podleczyć język. Powiem jeszcze inaczej: gdyby ludzie z jakiejś naszej wsi powiedzieli mi, że będą czytać po podlasku, ale tylko w alfabecie arabskim, to nauczyłbym się tego alfabetu i dopasowałbym go do naszej fonetyki. Alfabet jest oczywiście ważny, ale skoro coraz więcej młodych ludzi na Białostocczyźnie traci nawyk czytania cyrylicy, to należy przyjąć rozwiązanie praktyczne, które ma przyszłość. To samo robią prawosławni katecheci, gdy dla dzieci w szkole zapisują prawosławne modlitwy alfabetem łacińskim. Oni także zrywają z tradycją cyryliczną, nawet bardziej rygorystyczną niż w naszym przypadku, gdzie właściwie nie mamy znaczącej historii pisania po podlasku cyrylicą, bo i samych tekstów jest tyle, co kot napłakał. Ale czy z tego, że człowiek nauczył się prawosławnej modlitwy z tekstu zapisanego alfabetem łacińskim, wynika, że jest on mniej prawosławny od kogoś, kto nauczył się jej z tekstu cyrylicznego?

Skoro jestem gotów zgodzić się na alfabet arabski dla ratowania naszego języka ojczystego od śmierci, to tym bardziej nie mam nic przeciwko cyrylicy stosowanej w tym samym celu. Przeciwnie, pierwszy zacznę zbiórkę pieniędzy na fetę dla osoby, która nie będzie się wstydzić pisać cyryliczne teksty po podlasku w „Niwie”.

Nie mam pojęcia, jak dociągnąć do 10 pytań... Nie pomógłbyś?.. Aha, z tym „Hamletem” po podlasku — to taka figura stylistyczna?

Nie. Zobaczę, co się da zrobić, gdy skończę Gramatykę i Słownik.

PDF dla drukovania » Natisnuti ikonku, kob zładovati...
Jan Maksymiuk, Pisanie po podlasku
2008-05-24, 12:36
EPUB dla čytałok e-book/Kindle » Natisnuti ikonku, kob zładovati...
Jan Maksymiuk, Pisanie po podlasku
2008-05-24, 12:36