(Vala stojit na autobusnum prystanku, pudychodit Handzia.)
HANDZIA: A kotora to vže hodyna?
VALA: (vyjmaje z torebki budzik) Za deset’ vośma (pryhladajetsia do Handzi). Ale ja tebe, babo, skôlsia znaju, ty ne Handzia, toho Hryški-perduna dočka?
HANDZIA: Nu, ja. A ty Vala z Holakovoji Šyji?
VALA: Vala, Vala... To ž my razom u biłoruśkum liceji učylisia!
HANDZIA: Nu, pevno, što tak! A kudy ty vybrałasia?
VALA: Jak to kudy – na zjiêzd absolventuv u naš davni licej.
HANDZIA: I ja taksamo tudy! A što u tebe?
VALA: Dvoch mužykôv pochovała, z tretim rozvełasia, i prydałosia b kohoś zapoznaty.
HANDZIA: A ja sama ciêłe žycie, ale jak popravlu zdežaki silikonom (pokazuje), to šče ne odnoho zarvu!
VALA: I v našuj klasi było za što oko začepity.
HANDZIA: O, tak, tak... A pomniš, jak koliś pryšła do nas mołodaja polonistka i počała znajomitysia, a každy chłopeć kaže, što vôn nazywajetsia Brus Li, nu toj karateka taki z filmów (gest). I každy Brus Li i Brus Li. Taja učytelka zdenervovałasia i pobiêhła do dyrektora...
VALA: Takoho prystôjnoho, ciacho!
HANDZIA: O, vo,vo,vo... Nu, zajšła vona do dyrektora, zdenervovana, i kaže: Panie dyrektorze, to jakieś nienormalne, pytam w tej II B, jak się nazywają, a każdy chłopak, że Brus Li i Brus Li. To niedopuszczalne, co mam robić?! A dyrektor spokôjno odkazuje: Niech pani im nie wierzy – Brus Li to ja!
VALA: O, z tymi učytelami to byvali razny fokusy, pomniš... Taki Wawrzyniak kôlko uvaguv nam ponapisuvav...
HANDZIA: A, pomniu, pomniu... Naprykład toje, što „uczennica upadła na podłogę i leżała na lekcji udając zemdlałą”... Abo „uczeń chodzi za nauczycielem i szantażuje, żądając dobrego stopnia”...
VALA: Abo takije: „Zgłosił nieprzygotowanie do lekcji z powodu śmierci babci, z którą to babcią jechałam dziś rano autobusem”... Abo inša: „Zanieczyszcza powietrze tylną częścią ciała”...
HANDZIA: A i teper po-raznomu w školi byvaje, meji susiêdki dočka rozkazuvała, jak... (tut dopisati podług svoho uznania)
VALA: Ale i tak usiêch pryjemno vspominajem, a tyje skrypjaščy schody naverch...
HANDZIA: Teper to vže tam novy, velizny budynok, kažut, čoho tam nema! Usiaki čudiesa, a na pudłozi parkiet i goły leon ležyt.
VALA: O, uže jiêde nasz pekaes, davaj Handziečka chutčêj na zjiêzd, bo ne mohu dočekatysia, kob vyrvaty toho Ženika!
HANDZIA: A ja berusia ostro za Tolika!
VALA: Nu to żółwik, Handzia.
HANDZIA: Żółwik, Vala.