Pujšła ja do peršoji klasy. Ale vperuč mama musiła mene zapisati v kirovnika škoły. A tam jijiê pytalisie, jakije v nas varunki žytia, de budu robiti lekcji, de budut ležati mojiê knižki i tomu podôbne. Vjadomo, biêdno nam tohdy žyłosie, ob nijakum bjurkovi ne było i movy, ani ob pułkach na knižki. Na svojiê rečy do škoły dostała ja vsioho odnu šufladu. Dobre, što byv stôł, pry kotorum ja pisała cvičeni i rysovała šlački. Na počatku mnôho praci nam do domu ne davali, ale vsio-taki.
Učyli nas u školi peršych literuv, na počatku my jich pisali v zešyti, jak minimum dva radočki, A velikie, a posli a małoje. Tak było i z ličbami. R mniê ne vychodiło prečutki, jak i 2. Ale nakuneć naučyłasie. Čytała Elementarz (Falśkoho, vjadomo), składała słova po literkach, pomału dodavała i odnimała, słuchała pani včytelki. Koli išła do škoły, to mama zavivała mnie bułočku i davała do tornistra, kob ja v školi ne prohołodałasie. Ale z mene byv strašenny niejadek i dovoli často ja prynosiła połovinu bułočki nazad, a kob mama na mene ne svaryła, ja tajkom zanosiła jijiê do kury, rozkryšuvała, i vony velmi chutko z joju rozpravlalisie. Ja tohdy była velmi chudaja, odeža na mniê viêsiła (tak hovoryła moja chryščona). Odna znakoma, jak mene raz pobačyła z mamoju na miêsti, to až za hołov schvatiłasie:
— To vaša dočka? — zapytałasie. — A ja dumała, što v siêtoho ditiata baťkôv nema, bo vone takoje chudoje.
I až hołovoju pokrutiła. A što moja mama mohła na siête odkazati? Ja napravdu velmi mało jiêła. I na apetyt mniê jakijeś likarstva davali, i tran kazali piti. A ja najlepi lubiła jiêsti ohurki i kartoplaniki. I vsio. Nu, cukierki tože velmi mniê smakovali, ale ž mniê jich začasto ne davali... I šče elemelki! To byli kartopli, pečany v duchôvci. Zimoju my palili v stinôvci, mama tohdy obirała kartopli, kłała jich na blachu i vstavlała do duchôvki. Potum tato prynosiv z komory kusok sołoninki, obirav cibulu, i my siête jiêli z kartoplami. Och, jak mniê smakowało! Ale do času. Po dvoch miseciach perestało, i mama znov ne znała, što mniê dati. Časom byvali v mene koležanki, na večurki prychodili, bo v jich doma było velmi zimno, i mama často chitryła, davała i jim pojiêsti, bo ja v kumpaniji tože vse štoś tam skubnuła.
Odnoho razu ja musiła naučytisie čytati odnu čytanku z Elementarza, takuju dovžêjšu. Składała tekst po literkach i jakoś słabo mniê išło. Narešti tato ne vyderžav:
— Sylabami słova składaj, chutčêj bude — zaburčav.
Ale mniê ne vychodiło. Tato tłumaczyv i tak, i siak: ma-ma, bu-ty, ko-za. Ja starałasie, ale ne otrymuvałosie. Tato nervovavsie štoraz bôlš i bôlš. Narešti vyniav z nahavić pasok, poviêsiv joho na krêsli i skazav:
— Jak ne začneš čytati po sylabach, to pobačyš: ja tobiê tak urêžu, što až sraka zahorytsie!
I viêdajete, pomohło! Ja začała čytati po sylabach, a po paru tyžniach čytała vže najlepi z ciêłoji klasy. A koli była v tretiuj klasi, to mniê perestała chvatati biblijoteka v školi i ja zapisałasie do miśkoji. I chodiła tudy dotôl, poka ne vyjichała z Biêlśka.
A tato ne raz prychodiv do mojoho pokoja złôsny i hasiv sviêtło, bo ja čytała i čytała, zabyvajučy pro ciêły sviêt.