Hołôvna Svojim diêtium Artykuły Literatura Słovnik Zvukovyje skopy Zvežêteś z nami Svoja.org na Facebook
Svoja mova, svôj vybur, svôj los...
Svoja.org » Artykuły » Halina Maksymiuk: Za wcześnie składać język podlaski do grobu
Halina Maksymiuk: Za wcześnie składać język podlaski do grobu
Natisnuti, kob pobôlšyti...

Moja książka opowiada o stu latach naszej podlaskiej samotności i nieistotności w historii świata...

2022-05-07
Радыё Свабода

Wywiad z Haliną Maksymiuk z okazji prezentacji jej książki „Słova na viêtrovi” w Białymstoku, Narwi, Bielsku i Klejnikach na Podlasiu 26-29 kwietnia 2022. Oryginał wywiadu przeprowadzonego w języku białoruskim przez dziennikarza Siarhieja Szupę opublikowano na stronie internetowej Radia Svaboda 7 maja 2022.

Do niedawna literaci białoruscy w Białymstoku publikowali swoje utwory w języku białoruskim lub polskim, licząc na odpowiedni rynek czytelniczy i książkowy. Zadam pytanie, na które już pewno nieraz odpowiadałaś: Dlaczego ty piszesz po podlasku?

— Piszę po podlasku, bo to mój język ojczysty. Nauczyłam się go jako pierwszego języka w życiu. Moi rodzice nigdy nie rozmawiali ze mną po polsku; nawiasem mówiąc, moi dziadkowie, wujkowie i krewni też nie.

Po drugie, piszę tak, bo uważam, że musimy „ocalić” nasz język ojczysty.

Po trzecie, mój mąż zmusza mnie do tego…

Bije cię?!

— Nie, mam na myśli raczej przymus ekonomiczny. Nie płaci mi kieszonkowego :-)

A tak poważnie, to wielu ludzi na Podlasiu — potencjalnych Białorusinów, powiedziałabym — nie utożsamia się z literackim językiem białoruskim. Dla nich, jak i dla mnie, językiem ojczystym jest język podlaski. I oni nie kojarzą go z białoruską tożsamością narodową. Niektórzy nawet nie wiedzą, do jakiej narodowości należą. Wyobraź sobie, że w spisie z 2002 r. w województwie podlaskim 40 tysięcy osób nie wypełniło rubryki „narodowość”. Myślę, że w większości byli to ludzie, którzy mogliby zapisać się jako Białorusini, gdyby im powiedziano, że ich język ojczysty, czyli język podlaski, nie jest ani odrobinę gorszy od literackiego języka białoruskiego.

Tak więc pisząc swoje opowiadania staram się właśnie coś takiego przekazać ludziom. Że jeśli mówisz i piszesz po podlasku, to nie powinieneś czuć się gorszym Białorusinem niż ktoś, kto mówi po białorusku. I nie musisz od razu zapisywać się do Ukraińców, żeby uzyskać jakąś tożsamość narodową…

Taka ze mnie „siłaczka”, blacha-mucha, jeśli spojrzeć na to od strony „ideologicznej”. Prawdę powiedziawszy, to raczej mucha niż blacha. Ale ideologia mnie zbytnio nie interesuje. To już działka mojego Jana, który od kilku lat nie tylko stara się „wymacać” wszystkie reguły gramatyczne i ortograficzne języka podlaskiego, ale także zmaga się z Białorusinami z Mińska, którzy uważają go za „białoruskiego renegata”, oraz z podlaskimi i zagranicznymi Ukraińcami , którzy uparcie postrzegają go jako „nieświadomego Ukraińca”. A mnie właściwie interesuje tylko pisanie po podlasku, żeby ukazać choć odrobinę tego świata, o którym prawie nikt wcześniej nie mówił w jego tajemnym języku…

Zaczęłaś pisanie od szkiców autobiograficznych — w pierwszej książce o dzieciństwie, w drugiej o życiu w Czechach. Czy nową książkę było napisać trudniej? No bo przecież jest ona bardziej „beletrystyczna”. A może było na odwrót: pisało się łatwiej, bo już masz trochę praktyki? Ile prawdy jest w opowiadaniach w twojej nowej książce? Musiałaś coś dopełniać wyobraźnią?

— Łatwiej czy trudniej? Tę książkę pisało się mi zupełnie inaczej. Jest znacznie poważniejsza niż poprzednie i nie dotyczy mnie, ale moich bliskich, znajomych, moich przodków i ich losów na przestrzeni ostatnich 100 lat. Jeśli wolno mi tak to określić, ta książka opowiada o stu latach naszej podlaskiej samotności i nieistotności w historii świata :-)

Wątki w książce — opowiadań jest piętnaście — powstały z opowieści moich dziadków, rodziców, krewnych albo znajomych. Niektóre historie usłyszałam w dzieciństwie i przypomniałam sobie dopiero teraz, ujrzawszy je w zupełnie innym świetle. Niektóre z nich zapamiętałam szczegółowo, inne mniej, niektóre wykorzystałam tylko jako punkt wyjścia w opowiadaniu, a inne przeniosłam nieomal w całości. Myślę, że jeśli spojrzeć arytmetycznie — ile tam prawdy, a ile fikcji — to wyjdzie fifty-fifty.

Myślę, że Jan i ja bardzo dobrze zrobiliśmy, nagrywając w ostatnich latach opowieści naszych bliskich, którzy przygotowywali się do przeprowadzki do innego świata i próbowali podsumować swoje życie w tym świecie. Kiedy chodziłam na spacery z psem, zakładałam na uszy słuchawki i słuchałam tych nagrań tak długo i tyle razy, że nauczyłam się ich niemal na pamięć. Zależało mi nie tyle na zapamiętywaniu wszystkich drobiazgów z opowięści, ile na nauce melodii i składni języka podlaskiego od ludzi, którzy mówili nim o wiele naturalniej niż ja.

Czy w tym polu literackim jesteś sama? Kto jeszcze pisze i wydaje książki po podlasku?

— Na szczęście nie jestem jedyna i sama. Mamy znakomitą poetkę Zoję Saczko, która swoje podlaskie wiersze zaczęła pisać dużo wcześniej niż ja zaczęłam myśleć o pisaniu. Są inni wartościowi i ciekawi autorzy języka podlaskiego jak Dorofiej Fionik (wydawca, publicysta, popularyzator naszej regionalnej historii) oraz Wiktor Stachwiuk (poeta i powieściopisarz).

I całkiem niespodziewanie pojawiają się autorzy, o których wcześniej nie słyszałam. W ubiegłym roku ukazała się niezła książka po podlasku „Tak rozkazuwali”, której autor ukrył się pod pseudonimem, ale mówią, że napisał ją — ni z tego, ni z owego! — profesor ekonomii, zasłużony naukowiec, który niestety zmarł w zeszłym roku…

Krótko mówiąc, istnieje nie tylko popyt na książki w języku podlaskim, ale także podaż, czasem z zupełnie nieoczekiwanych stron i źródeł. Pochwalę się, że w ciągu czterech dni moich prezentacji na Podlasiu rozeszło się 190 egzemplarzy książki „Słova na viêtrovi”: 150 egzemplarzy sprzedaliśmy czytelnikom na spotkaniach i do księgarni, a 40 rozdaliśmy bezpłatnie do bibliotek, podarowaliśmy naszym krewnym i innym osobom, które pomogły nam w organizacji tych spotkań. To może nie za dużo, ale zawsze trzeba mieć na uwadze naszą demograficzną mizerię na Podlasiu: Białorusinami w spisie powszechnym określiło siebie około 30 tysięcy ludzi. Moja poprzednia książka, „Bielśk, Knorozy, Ploski (i inšy vjoski)”, rozeszła się w ilości 300 egzemplarzy (rozdaliśmy za darmo 50 egzemplarzy w ramach „akcji promocyjnej”).

W wydawnictwie Struha Editions wyszły nie tylko trzy twoje książki. Możesz nam opowiedzieć o pozostałych? Jaka jest rola wydawnictwa w zachowaniu języka i kultury Podlasia? Czy wydawnictwo ma jakieś strategiczne marzenia?

— Pierwszą publikacją wydawnictwa Struha, które swoją nazwę wzięło od miejsca, w którym urodził się wydawca Jan Maksymiuk, była jego hybrydowa książka „Čom ne po-svojomu?” — prezentacja gramatyki i ortografii języka podlaskiego z różnymi tekstami publicystycznymi i innymi, związanymi z próbą wprowadzenia tego języka do użytku publicznego.

Potem były bajki po podlasku: „Kazki po-svojomu” i „Kazki Andersena dla starych i małych”. Pierwszy zbiór bajek był prawdziwym hitem wydawniczym na Podlasiu — sprzedano 750 egzemplarzy!

Jan tłumaczy również literaturę z wielu języków obcych na podlaski, aby podciągnąć słownictwo i składnię języka do współczesnych potrzeb i wymagań, dlatego też opublikował w formie e-booka swoje tłumaczenie „Małego Księcia” Saint-Exupéry'ego.

Jego brat, Aleksander, który pomaga mu ze stroną komputerową w promowaniu języka podlaskiego, uważa, że najlepszą publikacją Jana jest e-book „Pudlaśkie słovo na kažny deń” — szczególny słownik języka podlaskiego zawierający ponad tysiąc specyficznie podlaskich słów i przykładów ich użycia w kontekście. Naprawdę fajne i unikatowe wydanie, powoli przyswajam wszystkie te słowa.

Jeśli wydawnictwo Struha ma jakieś strategiczne plany i marzenia, to nic mi o nich nie mówi. Na mój chłopski rozum, wydawnictwo stara się publikować takie teksty, które mogą czytać jednocześnie trzy różne pokolenia — dziadkowie, rodzice i wnuki.

Jak twoje książki odbierają ludzie przyzwyczajeni do czytania po polsku lub po białorusku? Czy twoje książki czytają „obcokrajowcy”, obcojęzyczni — Polacy, Białorusini, Ukraińcy — zarówno na Podlasiu, jak i za granicą?

— Powiedziałabym, że ludzie odbierają moje książki bardzo przychylnie. Kiedy przyjdą na spotkanie i posłuchają kilku fragmentów, to zazwyczaj kupują książkę, często kilka egzemplarzy naraz, dla swojej rodziny, krewnych i znajomych. Nie mam na co narzekać. Nie liczę na sprzedaż tysiąca egzemplarzy. Ale mogę już sprzedać 300-400 sztuk, a to pozwala mi na zwrot kosztów druku i niektórych kosztów związanych z promocją. I za to jestem wdzięczna losowi.

Najbardziej cieszy mnie, że ani ja, ani Jan nie usłyszeliśmy ani jednej skargi, że zapisujemy nasz język podlaski alfabetem łacińskim, łacinką. Wszyscy czytają alfabet podlaski, oparty na łacince białoruskiej, jakby czytali w nim od zawsze, od dzieciństwa. Moja mama (83 lata) przeczytała moją ostatnią książkę w trzy dni i tylko zapytała: Halinko, to vsio pravda, čy ty vydumała? Oczywiście, mamo, to najprawdziwsza prawda, jaka tylko może być na tym świecie — prawda literatury. Innej niepodważalnej prawdy bodajże nie ma…

Bez problemu czytają moje podlaskie historie polscy znajomi i przyjaciele. Czasami tylko pytają o znaczenie jakiegoś słowa…

Czytają moje książki i niektórzy na Ukrainie, zwłaszcza filologowie. I chcą mnie włączyć do kręgu autorek literatury języka ukraińskiego…

Czy są na Podlasiu przeciwnicy pisania w języku podlaskim? Jeśli tak, to jakich argumentów używają?

— Niestety są. Najbardziej szkoda, że właśnie wśród naszych bliskich znajomych, z którymi kiedyś robiliśmy jedną sprawę — wspieraliśmy literaturę białoruską na Podlasiu. Nikt otwartym tekstem nie posłał nas tam, gdzie posłano ów rosyjski statek, ale po tym, jak Jan zaczął namawiać naszych rodaków do pisania także po podlasku, kab nia ŭmiorli, wokół nas utworzyła się strefa przemilczania i ignorowania. Mam uczucie, że wtedy przeszliśmy z kategorii „czystej krwi” Białorusinów do „kasty nietykalnych”… W rzeczywistości ani telewizja, ani radio, ani gazety, w których pracują podlascy dziennikarze białoruscy, nie spróbowały poprzez wprowadzenie języka podlaskiego do mediów wyciągnąć z językowego niebytu i dowartościować naszych ludzi, którzy urodzili się i umierają w tym właśnie języku…

Ale mniejsza o to, nie warto gadać po próżnicy. Napawa optymizmem fakt, że mogę publikować swoje teksty po podlasku w białostockim miesięczniku „Czasopis”. Za to należą się wielkie podziękowania redaktorowi Jerzemu Chmielewskiemu. I dziękuję naszym młodym przyjaciołom — Asi i Michałowi Trocom — za teatr w języku podlaskim.

Z jakimi trudnościami i problemami boryka się autorka podlaska? Czy wystarcza jej amunicji językowej — bez słowników, gramatyk, korpusu językowego?

— Gramatyka mniej więcej jest — w książce mojego męża "Čom ne po-svojomu?” oraz w nowej książce, którą Jan przygotowuje pod srogim tytułem „Gramatyka i pisownia języka podlaskiego. Poradnik teoretyczno-praktyczny”. Powiedziałbym, że z gramatyką podlaską wszystko jest w porządku. Gorzej ze słownikiem — słownik polsko-podlaski, zaplanowany na około 50 tys. słów, Jan doprowadził do litery K i zatrzymał się cztery czy pięć lat temu. Nie ma korpusu tekstów i pewno już nie będzie za naszego życia.

Ale literatura podlaska posuwa się jakoś do przodu. Cała nasza rodzina zajmuje się przypominaniem i wyszukiwaniem słów, które kiedyś były używane, a teraz są zapomniane. Dzięki tej pomocy wyrwaliśmy z niepamięci np. słowa bułaviêti (świtać, dnieć) czy korziêj (wiedźmin, szeptun).

Podlaskie teksty piszą oprócz nas i inni, przypominając inne słowa z własnych pokładów i ciemnych zakamarków niepamięci. Jestem optymistką. Jan zaczął nawoływać do stworzenia literackiego języka podlaskiego w czasie, gdy ten język jeszcze nie zamierzał umierać, chociaż już mocno niedomagał. Dzisiaj literacki język podlaski, mimo że z niepełnym słownikiem, już istnieje. I robi mi się cieplej w duszy, gdy pomyślę, że mogłam mieć w tym swój niewielki udział.

PDF dla drukovania » Natisnuti ikonku, kob zładovati...
Halina Maksymiuk: Za wcześnie składać język podlaski do grobu
2022-07-04, 10:19
EPUB dla čytałok e-book/Kindle » Natisnuti ikonku, kob zładovati...
Halina Maksymiuk: Za wcześnie składać język podlaski do grobu
2022-07-04, 10:19